To była trochę sentymentalna wycieczka w Beskid Żywiecki, powrót do miejsc znanych z czasów szkolnych. Bielsko, Żywiec, Jeleśnia i już stoimy przed Starą Karczmą, w której kiedyś zajadaliśmy się kwaśnicą. Wstępujemy na kawę, coś zjedliśmy, niewiele się tu zmieniło.
Postanawiamy pojechać nad wodospad do Sopotni Wielkiej. Jest to największy wodospad w polskich Beskidach. Nie wydaje się jakoś szczególnie wielki, choć ma 10 m wysokości. Również nie odczuwa się ogromnej siły wody, która pod progiem wybiła głęboki na 5 m kocioł. Dopiero schodząc niżej przychodzi do głowy myśl, co by się stało, gdyby ktoś się pośliznął. Kąpiel w tym miejscu na pewno nie należy do bezpiecznych, bowiem dno kotła tworzą ostre, skośnie ustawione płyty skalne. Po ulewach wodospad słychać z daleka i lepiej wtedy nie podchodzić do jego krawędzi. Siedem kilometrów poniżej wodospadu, idąc wzdłuż potoku, doszlibyśmy do polany, na której co roku harcerze rozbijają swoje namioty. Na harcerskie obozy jeździłam tu przez wiele lat, najpierw jako uczestnik, później byłam w kadrze instruktorskiej. Bogdan przyjeżdżał do Jeleśni w gości.
W drodze powrotnej chcieliśmy sprawdzić, gdzie dokładnie znajduje się Przegibek i jak tam jest. To przełęcz w Beskidzie Małym, biegnie przez nią asfaltowa droga z Bielska-Białej do Międzybrodzia Bialskiego. Stąd prowadzi najkrótszy szlak na Magurkę Wilkowicką. Na jakiejś małej tabliczce napisano, że dojście na szczyt zajmie pół godziny. To niewiele, tak pomyśleliśmy i spacerowym krokiem ruszyliśmy przed siebie. Nie uszliśmy daleko, ścieżka była kamienista, a my nie mieliśmy odpowiedniego obuwia. O Magurce jednak nie zapomnieliśmy, zdobyliśmy ją innym razem. Także Żar, widoczny na kilku zdjęciach, obiecujemy sobie zaliczyć (z masztem).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz