Wycieczkę rozpoczynamy od zrobienia paru zdjęć wiatrakom. Za miastem, wśród pól, stoją jak bociany na jednej nodze. Wokół cisza, pola równo przystrzyżone i tylko wydeptana ścieżka zdradza, w którym miejscu inny fotograf miał niedawno sesję. Nie zabawiliśmy tam długo, pojechaliśmy do Cusworth Hall. To piękna, zabytkowa posiadłość z XVIII wieku, położona w centrum malowniczego parku.
Wykupiona przez państwo pełni obecnie funkcje muzeum, park ma status parku krajobrazowego. Dom zmieniał się w czasie, ale nadal stoi na skarpie, z której rozciąga się przepiękny widok na jeziorko i Doncaster na horyzoncie. Całość poddano renowacji, zarówno dom, jak i park. Wykorzystano przy tym wszelkie dostępne materiały archiwalne. Cusworth jest miejscem chętnie odwiedzanym przez mieszkańców pobliskch miejscowości, studentów, a także przez grupy szkolne. Goście mogą się tu zapoznać z historią South Yorkshire, oferuje się im liczne wystawy, targi roślin, rajdy zabytkowych pojazdów, historyczne rekonstrukcje, warsztaty tematyczne. Urok i charakter „starego świata” ma też herbaciarnia, a w niej między innymi domowe ciasta i ciasteczka. Naturalnej wielkości fotografie służby przybliżały jakoś ten dom, stawał się bardziej realny. Wrażenie potęgowały jeszcze liczne, dziwnie znajome przedmioty – a to stare sanki, łyżwy, a to jakiś młynek w kuchni, nawet stara szafa na pościel i obrusy. Nigdy nie pomyślałam, że wyposażenie kuchni mojej babci, jej meble – że to może się kiedyś stać eksponatem muzealnym, a tu właśnie taki ktoś miał zamysł. Zresztą nie tylko tutaj. Wpisaliśmy się do księgi gości, po polsku. Pomysł wydawał się na miejscu, ale teraz sama nie wiem czy był dobry. Przy okazji jeszcze jedna refleksja – w odwiedzanych posiadłościach inaczej niż u nas urządza się wystawy. W pokojach nic nie jest zrobione na tak zwany wysoki połysk, wręcz przeciwnie. No i nigdzie nie trzeba zakładać filcowych kapci z gumkami, a zdjęcia wolno robić w każdym pomieszczeniu. Najbardziej jednak zaskakuje niezwykła uprzejmość, wręcz serdeczność osób obsługujących turystów. Jak to jest, że tam ludzie znajdują czas i mają ochotę, by do obcych sobie osób zagadać, uśmiechnąć się, pomachać ręką na pożegnanie? Ciągle przypominają mi się groźne miny pań w jednym z naszych zamków, pilnowały sumiennie, by przypadkiem nikt nie robił zdjęć. Za tę przyjemność obowiązkowo trzeba było najpierw zapłacić. Co kraj, to obyczaj. Musimy się jeszcze sporo nauczyć.
Wykupiona przez państwo pełni obecnie funkcje muzeum, park ma status parku krajobrazowego. Dom zmieniał się w czasie, ale nadal stoi na skarpie, z której rozciąga się przepiękny widok na jeziorko i Doncaster na horyzoncie. Całość poddano renowacji, zarówno dom, jak i park. Wykorzystano przy tym wszelkie dostępne materiały archiwalne. Cusworth jest miejscem chętnie odwiedzanym przez mieszkańców pobliskch miejscowości, studentów, a także przez grupy szkolne. Goście mogą się tu zapoznać z historią South Yorkshire, oferuje się im liczne wystawy, targi roślin, rajdy zabytkowych pojazdów, historyczne rekonstrukcje, warsztaty tematyczne. Urok i charakter „starego świata” ma też herbaciarnia, a w niej między innymi domowe ciasta i ciasteczka. Naturalnej wielkości fotografie służby przybliżały jakoś ten dom, stawał się bardziej realny. Wrażenie potęgowały jeszcze liczne, dziwnie znajome przedmioty – a to stare sanki, łyżwy, a to jakiś młynek w kuchni, nawet stara szafa na pościel i obrusy. Nigdy nie pomyślałam, że wyposażenie kuchni mojej babci, jej meble – że to może się kiedyś stać eksponatem muzealnym, a tu właśnie taki ktoś miał zamysł. Zresztą nie tylko tutaj. Wpisaliśmy się do księgi gości, po polsku. Pomysł wydawał się na miejscu, ale teraz sama nie wiem czy był dobry. Przy okazji jeszcze jedna refleksja – w odwiedzanych posiadłościach inaczej niż u nas urządza się wystawy. W pokojach nic nie jest zrobione na tak zwany wysoki połysk, wręcz przeciwnie. No i nigdzie nie trzeba zakładać filcowych kapci z gumkami, a zdjęcia wolno robić w każdym pomieszczeniu. Najbardziej jednak zaskakuje niezwykła uprzejmość, wręcz serdeczność osób obsługujących turystów. Jak to jest, że tam ludzie znajdują czas i mają ochotę, by do obcych sobie osób zagadać, uśmiechnąć się, pomachać ręką na pożegnanie? Ciągle przypominają mi się groźne miny pań w jednym z naszych zamków, pilnowały sumiennie, by przypadkiem nikt nie robił zdjęć. Za tę przyjemność obowiązkowo trzeba było najpierw zapłacić. Co kraj, to obyczaj. Musimy się jeszcze sporo nauczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz