środa, 26 lutego 2014

Irlandia, Tullamore 2007-2008

Boże Narodzenie spędzaliśmy u syna. Irlandia jest piękna, cudna, zielona, trochę surowa, ale też przyjazna. Grudzień, a tam jak u nas wczesną jesienią lub wiosną. Wokół rośliny ani myślały o spoczynku.
Bardzo nam się spodobało miasto Tullamore, nazwa oznacza Wielkie Wzgórze. Tullamore słynie z produkcji whiskey. Wielkim Kanałem transportowano ją w świat. Kanał wygląda jak wąziutka rzeczka i ciągnie się aż do Dublina. Kilka rzeczy zszokowało nas od razu. Przede wszystkim irlandzkie drogi, oznakowane świecącymi w mroku kocimi oczkami, nawet gdzieś na dalekiej prowincji. Nigdzie nie brakowało ani jednego światełka. Poza miastem drogi są tam dość wąskie, ale największe ograniczenie prędkości na krętych odcinkach wynosiło 100 km / h. Kolejny szok dotyczył przejść dla pieszych. Stanęliśmy przy ulicy i nagle samochody zaczęły się zatrzymywać. Zrozumieliśmy, że to my jesteśmy winni tego zamieszania. Można więc dać pierwszeństwo pieszemu. No i ludzie – mili, sympatyczni, życzliwi, uczynni. A przecież obcy. Podeszliśmy kiedyś do kościoła na wzgórzu. Przechodzący mężczyzna zagadnął nas i widząc, że nie rozumiemy wiele, podjął mimo wszystko próbę opowiedzenia nam o tym obiekcie i o rzece widocznej w dali. Komplementował Polaków, z którymi miał styczność, my zaś próbowaliśmy coś wydukać o synu, pokazywaliśmy jego dom. Spotkaliśmy go później, machał do nas z samochodu, uśmiechając się serdecznie. To miłe. Największe wrażenie zrobiły na nas Klify Moher - urwiste wybrzeże Oceanu Atlantyckiego. Wiało strasznie, było bardzo zimno, to nie był dobry dzień na wycieczkę. Trzeba jednak przyznać – klify, choć przerażające, są przepiękne. Zachwyceni oceanem nie mogliśmy oczu oderwać od fal roztrzaskujących się na skalnych iglicach wystających z wody. Poniżej krawędzi urwiska, na dnie trzystumetrowej przepaści, ocean z hukiem szturmował skalną ścianę, jakby chciał z niej ugryźć kawałek. Przyszło mi na myśl, że ten nieustający atak może być skuteczny i w którymś momencie nasza ścieżka runie wraz z nami do kipieli. Chciałam stamtąd uciec jak najszybciej.
Powrotna droga do Polski wiodła nas od ciemności do słońca. Mrok pozostawał coraz dalej za plecami, a my mknęliśmy nad chmurami w kierunku Krakowa. Balice przywitały nas zimowo. 

















































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz