środa, 19 lutego 2014

Świnoujście 2006

Obok starego mola biegła ścieżka pośród wydm. Wspięliśmy się na szczyt piaszczystego wzniesienia i nagle naszym oczom objawił się szumiący bezmiar morza. Tak pamiętam moje pierwsze spotkanie z Bałtykiem, też w Świnoujściu, tylko wiele lat wcześniej. Teraz poszliśmy z promenady głównym wejściem, również trzeba było trochę podejść na wydmę. I tym razem, tak jak wtedy, Bałtyk rozciągał się od lewa do prawa, od Niemiec do Międzyzdrojów. A szeroka na 100 metrów plaża zdawała się nie mieć końca.

Świnoujście jest pięknym miastem, szczególny urok ma dzielnica nadmorska, w której znajdują się sanatoria, ośrodki wypoczynkowe i pensjonaty. Mieszkaliśmy w połowie drogi pomiędzy promenadą, a portem. Nasz dom wypoczynkowy znajdował się obok pięknego parku, z placem zabaw dla dzieci. Dojście do portu też nie zabierało wiele czasu i w sumie nie mieliśmy poczucia, że wszędzie mamy daleko. Na niedzielną mszę mogliśmy iść z dziećmi do kościoła Stella Maris lub trochę dalej, do centrum. Oba kościoły są piękne, choć zupełnie odmienne w charakterze. W każdym księża przyjaźnie witali grupy zielonoszkolne, co dzieciom zawsze bardzo schlebiało. Śpiewały potem radośnie i głośno, a my zastanawialiśmy się, czy już nie powinniśmy interweniować.
Symbolem miasta jest stawa Młyny, czyli popularny Wiatrak. To jedyny taki obiekt na świecie, wskazujący wejście do portu, konkretnie do portu Świnoujście. Stojąc obok wiatraka wydaje się, iż przepływające statki są na wyciągnięcie ręki. Dzieci machały rękoma do marynarzy i do pasażerów wielkich, morskich promów. Byliśmy też w fortach, na latarni morskiej – najwyższej na naszym wybrzeżu, pojechaliśmy do Międzyzdrojów, na pole golfowe w Kołczewie, nad Turkusowe Jezioro. A wieczorami uwielbialiśmy obserwować zachody słońca. 














































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz