poniedziałek, 2 czerwca 2014

Krynica Morska 2011

Wyjazd na drugi koniec Polski wydał nam się wyjątkowo atrakcyjny i dość niespodziewanie wykupiliśmy pobyt w ośrodku wczasowym Neptun w Krynicy Morskiej. Ktoś określił ośrodek jako głęboki PRL, coś było na rzeczy (nawet sporo).
Plaża miło nas zaskoczyła – długa, czysta, prawie pusta, tłok robił się tylko bliżej centrum miasteczka. Codziennie wędrowaliśmy nią w obie strony. Idąc na wschód można dojść do granicy z Rosją, my byliśmy tylko w Piaskach. Bałtyk nie zachęcał do kąpieli z powodu zatrzęsienia meduz, ale Bogdan w wodzie czuł się jak ryba i nic mu nie przeszkadzało. Także pająki upodobały sobie całą okolicę, wyłaziły z każdego kąta, nawet w samochodzie znaleźliśmy ich kilka. Bardzo smakowało nam jedzenie - urozmaicone, dostępne w dowolnych ilościach, nigdy niczego nie brakowało na szwedzkim stole. Wieczorami w ośrodku grasowały dziki, aż strach było wychodzić z budynku, całe trawniki pod balkonami były zryte. Mimo zakazów ludzie dokarmiali zwierzęta, przychodziły więc codziennie na tę łatwą wyżerkę. Jeśli wrócić do Krynicy, to dla plaży, dla tej niespiesznej atmosfery, dla ciszy i spokoju w ośrodku leżącym na samym końcu zabudowań. Jedyna droga biegnie jeszcze parę kilometrów dalej, dopiero w Piaskach są jakieś domy. Krynica jest dobrym miejscem na totalne nicnierobienie, na wylegiwanie się w słońcu, na kompletne odcięcie się od codziennych spraw. A zachody słońca i morze są tutaj piękne, przy każdej pogodzie.






































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz