W styczniu 2011 roku na nartach byliśmy zaledwie dwa lub trzy razy, śnieg nie dopisał. Szeroka leśna droga tylko na początku sprawiała trudności i dość szybko uznaliśmy, że biegówki to jest to. Kto potrafi chodzić, ten złapie w końcu biegówkowy rytm. Wiadomo, do swobodnej jazdy było jeszcze daleko, ale tyle uciechy już dawno nie mieliśmy.
W następnym roku też za wiele nie pojeździliśmy, a w 2013 zimy nie było wcale, przynajmniej u nas. Kilka białych dni i to wszystko. Oprócz wypadów do naszego lasu pojechaliśmy także do Ustronia. Przy nadwiślańskich bulwarach miasto założyło ślady i każdy może się ślizgać do woli. Dwa razy byliśmy z nartami na Przełęczy Salmopolskiej. Zimą wszystko wygląda tam inaczej. Śnieg sięga górnej krawędzi płotów, łagodne, płaskie ścieżki przypominały wąski pas muld, meandrujący pomiędzy drzewami. Aż dziw, że nie wpadliśmy na żadne. Na trawersie Malinowa jeździliśmy w maju (!). U nas było już bardzo ciepło i zielono, a tam jeszcze zima. Niestety akurat padał deszcz, warunki fatalne, wcale nie zachęcały do dłuższego pobytu. Z tego powodu nawet zdjęć nie robiliśmy.
W następnym roku też za wiele nie pojeździliśmy, a w 2013 zimy nie było wcale, przynajmniej u nas. Kilka białych dni i to wszystko. Oprócz wypadów do naszego lasu pojechaliśmy także do Ustronia. Przy nadwiślańskich bulwarach miasto założyło ślady i każdy może się ślizgać do woli. Dwa razy byliśmy z nartami na Przełęczy Salmopolskiej. Zimą wszystko wygląda tam inaczej. Śnieg sięga górnej krawędzi płotów, łagodne, płaskie ścieżki przypominały wąski pas muld, meandrujący pomiędzy drzewami. Aż dziw, że nie wpadliśmy na żadne. Na trawersie Malinowa jeździliśmy w maju (!). U nas było już bardzo ciepło i zielono, a tam jeszcze zima. Niestety akurat padał deszcz, warunki fatalne, wcale nie zachęcały do dłuższego pobytu. Z tego powodu nawet zdjęć nie robiliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz