czwartek, 28 sierpnia 2014

Szczyrk – Skrzyczne – zielony szlak - 2014

Data wędrówki: 25 sierpnia
Skrzyczne (1257 m n.p.m.) zdobyte! To kolejna górka należąca do Korony Gór Polski, którą zaliczyliśmy w całości pieszo, bez wspomagania się wyciągiem. Wokół tej Korony namnożyło się wiele kontrowersji, my również traktujemy ją raczej jako ciekawostkę. W Beskidzie Śląskim obeszliśmy już prawie wszystko, Skrzyczne jest tu najwyższym szczytem. Kilka razy szliśmy na Skrzyczne od strony Przełęczy Salmopolskiej, od Białego Krzyża, ale to było zbyt łatwe. I wreszcie, po wielu latach łażenia po całym paśmie, schodzenia ze Skrzycznego najróżniejszymi drogami, pojechaliśmy, żeby go zdobyć tak porządnie, od dołu do góry. 
Pogoda ostatnio nie sprzyjała wędrówkom. Akurat miał być jeden dzień bez opadów, ruszyliśmy więc w Beskidy. Do góry szliśmy zielonym szlakiem, dopiero na samej końcówce podeszliśmy stromym zboczem, na którym zazwyczaj widywaliśmy paralotniarzy. Na dół schodziliśmy trasą narciarską, dalej kawałek niebieskim szlakiem, za Jaworzyną znów szliśmy zazwyczaj prosto w dół. Czasem lepiej było iść ścieżką, która odbijała gdzieś w bok, wiła się wśród drzew. Było mokro, nie było sensu ryzykować pośliźnięcia i kontuzji. W każdym razie wyszliśmy na główną drogę dokładnie naprzeciwko dojścia do naszego parkingu, parę kroków od wyciągu. Wejście zajęło nam 3,5 godziny, powrót 3 godziny. Jak na nas - całkiem dobrze. 
Szlak zielony, początkowo łagodny, wraz z wysokością staje się w kilku miejscach bardziej stromy. Widoków prawie nie ma, idzie się wśród drzew. Ostatni odcinek prowadzi trawersem Skrzycznego i ponownie jest łagodny. Kiedyś był to bardzo widokowy etap wędrówki, teraz młode drzewka podrosły i wkrótce nic nie będzie widać. W sumie całe podejście jest bardzo przyjemne, dostępne dla każdego. Mijaliśmy na szlaku rodzinę. Dwaj chłopcy szli bez marudzenia, uśmiechnięci. Mieli gdzieś 4 i 6 lat, porozmawialiśmy trochę. Super sprawa z tymi dziećmi w górach, jesteśmy za, niech wędrują. Coś im z tego zostanie w głowach, w nogach i w duszach. My cieszyliśmy się, gdy od czasu do czasu dojrzeliśmy na horyzoncie Królową BeskidówBabią Górę. Wzbudza emocje, bo choć byliśmy na niej dwa razy, to nie bardzo chce się nam w to wierzyć, widząc ją taką wielką i dostojną. Na szczycie Skrzycznego było bardzo zimno. Trochę zabawiliśmy na tarasie widokowym i poszliśmy do schroniska na coś gorącego. Niestety posiłek nas rozczarował, a drożdżowy placek był strasznie suchy. Bogdan kupił nową mapę, przybił pieczątki na widokówce, zrobił jeszcze kilka zdjęć i ruszyliśmy w drogę powrotną. Niebo miejscami było bardzo ciemne, ale prognozy przewidywały deszcz dopiero o 20.00, wędrowaliśmy więc bez nerwów. Słońce chwilami mocniej przygrzewało, jednak chłodny wiatr przypominał się co rusz. To dobra pogoda na wędrówkę. Schodziliśmy trasą narciarską, ile się dało. Na Jaworzynie stwierdziliśmy, że jednak znane ścieżki trochę się pozmieniały. Kiedyś biegły w lesie, wśród drzew, teraz prowadzą odkrytą łąką. Z Jaworzyny postanowiliśmy iść prosto w dół - kawałek niebieskim szlakiem, pozostała część drogi to strome, kamieniste ścieżki wypłukane przez wodę. Źle się szło. Nasze nowe buty spisywały się doskonale, podeszwy bardzo dobrze trzymały się podłoża. Na dole stwierdziłam, że od teraz będę już zawsze zjeżdżała ze Skrzycznego wyciągiem. Jeśli tam wrócimy, co, jak się nam wydaje, szybko nie nastąpi. Pora zająć się innymi górkami. 
I trochę szkoda, że nie jeździmy na nartach. Bo warunki do uprawiania narciarstwa zjazdowego są na Skrzycznem wspaniałe. Jest również u góry trasa biegowa, obawiamy się jednak, że to jeszcze nie dla nas. Zimą może zmienimy zdanie, kto wie.
































































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz