Data: 03.10.2015 r.
Od
jakiegoś czasu jeździmy rekreacyjnie na
rowerach. Pobliskie lasy rudzkie oferują rowerzystom rozległą sieć dróg,
dróżek, ścieżek, leśnych duktów, przecinek, po których można jeździć cały dzień.
I chyba nawet wtedy nie odwiedzi się wszystkich zakątków, nie dotrze do wszystkich
atrakcji, znajdujących się w miejscowościach rozsianych gęsto wokół.
Drogi
mają prawdopodobnie przeznaczenie głównie przeciwpożarowe, bo też chronić tu
trzeba ogromny teren. W sierpniu 1992 roku las spłonął. To był najtragiczniejszy
pożar w historii Nadleśnictwa Rudy, największy pożar lasu w Polsce oraz w całej
powojennej Europie Środkowej i Zachodniej. Mieszkamy około 30 km od pożarzyska i
nawet w naszym mieście czuliśmy swąd spalenizny, z balkonów widzieliśmy dym, z
wiatrem docierały do nas cząstki spalonych szyszek. Ogień rozprzestrzeniał się
w zastraszającym tempie, gnany wiatrem przeskakiwał po kilkaset metrów wierzchołkami
drzew. Podczas walki z żywiołem ocalono wsie położone pośród lasów, nie
ucierpiały także zakłady chemiczne i azotowe w Kędzierzynie-Koźlu. Niestety zaraz
w pierwszym dniu zginęło w ognistym
potrzasku dwóch strażaków - kapitan Andrzej Kaczyna i Andrzej Malinowski. Z
tego piekła uratowano tylko kierowcę, pana Huberta Dziedziocha.
Straty
były ogromne. Ogień strawił wszystkie drzewa, zniszczona została gleba, która
jednocześnie niekorzystnie zmieniła swój skład chemiczny, obniżyły się poziomy
wód gruntowych. Warunki siedliskowe stały się zdecydowanie gorsze. I choć las
się odradza, przede wszystkim przy pomocy człowieka, to jeszcze musi potrwać,
zanim będzie taki, jak dawniej. Celem leśników jest nie tylko odbudowa lasu,
ale także jego przebudowa. Chodzi o to, by rosły tu drzewa różnych gatunków i w
różnym wieku oraz by zwiększyć udział drzew liściastych, które nie palą się tak
łatwo. Dla przykładu sosna zawiera olejki eteryczne zapalające się już w
temperaturze 50°C, gdy inne materiały leśne palą się przy 260-300°C. Działania na terenach zdegradowanych to
przedsięwzięcie na ogromną skalę. Nadal stosuje się tu nowatorskie technologie,
prowadzi badania i doświadczenia z wielu dziedzin leśnictwa. W 2013 roku był
kolejny pożar. Żywioł dość szybko opanowano, ale i wtedy las doznał uszczerbku.
W samym środku lasu, z pożaru ocalała kapliczka św. Marii Magdaleny.
Okazuje się, że jest nią ta biała, niewielka budowla stojąca pod wielkim zadaszeniem.
Ciężkie, toporne kłody - ławy są elementem bardzo starej, drewnianej
konstrukcji. Na jednym ze słupów widnieje podobno data 1784. Jedna z legend mówi, iż w
miejscu, w którym stoi kapliczka odnaleziono
córkę hrabiego z Rud, zaginioną podczas polowania. Inne podanie wyjaśnia, iż
obraz w kapliczce przedstawia Marię Magdalenę, damę z zamku w Sławięcicach. Ufundowała kapliczkę jako zadośćuczynienie za swoje grzechy. W 1992 roku obraz ukradziono, wyrzuconą
ramę znaleziono w pobliżu. Okoliczna ludność zamówiła nowy wizerunek Marii
Magdaleny. Mówiło się wtedy, że karą za świętokradztwo może być pożar. Miesiąc
po kradzieży rzeczywiście tak się stało. Czy to przypadek? W sieci można
znaleźć też barwny opis odpustu w „Magdalence” z lipca 1931 roku. Zewsząd
przybywali ludzie – pieszo, rowerami, bryczkami, wozami drabiniastymi, konno.
Jak kto mógł. Śpiewy podczas uroczystej mszy niosły się pośród lasów. Na rozstawionych wokół straganach
kupowano słodkości dla tych, którzy zostali w domach. A w leśnych, prowizorycznych
knajpkach pełno było jadła i napitków rozmaitych. Pojechaliśmy do kapliczki po
raz kolejny. W takim cichym zakątku
dobrze się siedzi i rozmyśla „o niczym”. Niektórzy poświęcają chwilę na
modlitwę. Rowerzystom jest tu zdaje się po drodze. Przyjeżdżają sami i w grupach,
i wszyscy zatrzymują się na krótki postój.
Dalej
droga prowadzi do miejscowości Tworóg Mały. My jednak zawróciliśmy do
skrzyżowania. Stamtąd uliczka Krukowa dochodzi „aż do asfaltu”. Zazwyczaj wtedy
skręcamy, ale dzisiaj pojechaliśmy dalej. Na przeciwpożarowe lądowisko
samolotów i na groby strażaków.
Na
lądowisku od razu zauważamy dwa wielkie, czerwone zbiorniki na wodę. Strażacy
napełniają je przed sezonem, na wszelki wypadek. Zanim nadejdą mrozy zbiorniki
się opróżnia.
Kawałeczek
za lądowiskiem trzeba skręcić w lewo. Tam znaleźliśmy pamiątkowy obelisk, krzyż
i jeden grób. Nie zauważyliśmy drugiego, dowiadujemy się o nim dopiero po
kilkunastu minutach.
Po
drodze mijaliśmy wysoką na 35 metrów białą wieżę obserwacyjną. Wracając machamy
dyżurującemu w niej pracownikowi i ku naszemu zaskoczeniu usłyszeliśmy z góry
zaproszenie do wejścia. Nawet nie marzyliśmy o takiej okazji. Trochę martwimy
się o rowery, ale ryzykujemy. Przemiły pan Bernard pokazał nam okolicę, usłyszeliśmy
niezmiernie interesujące opowieści o lesie, o pożarze, o wieżach i pracy
obserwatora. Od niego dowiadujemy się, że pożar zaczął się tu, niedaleko. I
niedaleko miejsca, w którym stoi wieża zginęli ci dwaj strażacy. Rozglądamy się wokół,
zalesiony teren wydaje się nie mieć końca. Widać Górę Świętej Anny, przy dobrej
pogodzie podobno można dojrzeć Śnieżkę. Jest i nasza elektrownia. I Nędza - wieś,
z okolicą której dziwnym trafem wiążą się nazbyt często historie podpaleń. Coś
jest na rzeczy. Nadleśnictwo wyznaczyło nagrodę za pomoc w ujęciu podpalacza.
Tegoroczne lato było
wyjątkowo ciepłe i suche, na szczęście las dotrwał do jesieni. Niedługo sam
sobie poradzi i skończy się czas czuwania. Praca obserwatora nie jest może
trudna, za to wyjątkowo odpowiedzialna. Nudzi się też samotnemu człowiekowi na
tym odludziu. Podczas upałów warunki pracy są trudne, obserwator siedzi w
gondoli jak w szklanym akwarium. Wypatruje dymu. Z większej odległości nie jest
w stanie stwierdzić czy coś się pali, czy to tylko kurz spod lądujących
helikopterów. Podstawowym narzędziem obserwatora jest specjalny kątomierz,
którym namierza zadymione miejsce. Dzięki pomiarowi uzyskuje współrzędne i może
je odnieść do własnego położenia. Na ścianie wisi mapa, z zaznaczonymi
położeniami wież obserwacyjnych. W tych miejscach doczepione są nitki. Gdy
dyżurny dostrzeże dym i wykona pomiar, układa nitkę we wskazanym kierunku. Inny
obserwator dostrzeże dym pod innym kątem. Przekazując sobie dane obserwatorzy mogą
wyznaczyć dość dokładnie potencjalne miejsce zagrożenia. Dowiadujemy się także,
że metalowa wieża obserwacyjna „Borowiec” będzie niedługo zlikwidowana. Zdaje
się, iż chodzi o zagrożenie dla pracownika podczas burz z wyładowaniami. Właśnie
z tej wieży pochodzi zdjęcie mapy, wykonane przez pana Jana Psotę, a zamieszczone
na stronie e-gorzyce, wraz z relacją
z rodzinnej wycieczki rowerowej. Sami zapomnieliśmy o takim zdjęciu, ponieważ
nagle pojawiły się pod wieżą autokary ze szkolną wycieczką i szybko trzeba było
zejść na dół. Nawet na balkon wieży nie zdążyliśmy wstąpić, za to dzieci
pojawiły się tam bardzo szybko. Wsiedliśmy na rowery i ruszyliśmy w dalszą
drogę.
I jeszcze słowo o
nazwie miejscowości. Można mieć wątpliwości, która nazwa jest prawidłowa. Park
Krajobrazowy Cysterskie Kompozycje Krajobrazowe Rud Wielkich – to jedna
wersja. Nadleśnictwo Rudy Raciborskie – druga. Informacja
o jubileuszu sanktuarium w Rudach – to wersja trzecia. Według
Wikipedii nazwa zmieniała się od XIII wieku. Było między innymi: Wladislaw, Ruda, Rudden (czyt. Ruden),
Rawden, Rawdin (czyt. Rauden), Rauda (czyt. Ruda), Rauden, Raudten, Groß Rauden,
Rudeo (błąd pisarza lub zapis uszkodzony), a od 1945 roku Rudy (Rudy Wielkie,
urzędowo, następnie potocznie: Rudy Raciborskie, obecnie Rudy). Wydaje się więc, że nazwa Rudy jest w tej chwili
nazwą obowiązującą.
Źródło:
Materiały ogólnie
dostępne w Internecie. Liczne artykuły o pożarze, podejmowanych działaniach, o
programach edukacyjnych dla dzieci i młodzieży, o otwarciu nowych ścieżek
rowerowych w lasach Nadleśnictwa Rudy Raciborskie (we współpracy z samorządami
Kuźni Raciborskiej i Rybnika). Wywiad z panem Hubertem Dziedziochem w Dzienniku Zachodnim. Rozmowa z
pracownikiem dyżurującym na wieży obserwacyjnej 116018. Wikipedia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz