sobota, 12 maja 2018

Hrobacza Łąka - czerwony szlak 2018

Data: 08.05.2018 r.

Hrobacza Łąka (828 m n.p.m.) leży w głównym grzbiecie Grupy Magurki Wilkowickiej. Grzbiet kształtem przypomina literę C wybrzuszającą się na zachód. Na jego południowo-wschodnim końcu znajduje się Czupel (933 m n.p.m.), najwyższe wzniesienie Beskidu Małego. Patrząc stamtąd w kierunku północno-zachodnim dojrzeć można Hrobaczą Łąkę, bardziej na prawo od niej Bujakowski Groń (749 m n.p.m.) i  Zasolnicę (556 m n.p.m.), dalej grzbiet opada do doliny Soły.


Widok z Magurki Wilkowickiej. W dali od lewej: Hrobacza Łąka, Bujakowski Groń.


Przy zaporze „Porąbka” (bardzo ciekawa architektura) jest miejsce na zaparkowanie kilku samochodów, tam właśnie stanęliśmy. Według mapy to już Żarnówka Mała. Kilkadziesiąt metrów dalej zaczyna się czerwony szlak, którym wędrowaliśmy do schroniska. Schodziliśmy szlakiem żółtym do Żarnówki Dużej (drogą).


Czarne "kropy" znaczą trasę wędrówki.
Zapora o długości 260 m i wysokości ponad 37 m spiętrza wody rzeki Soły i tworzy Jezioro Międzybrodzkie. Obok znajduje się przepływowa elektrownia. Według znalezionych informacji jest ona częścią większego zespołu elektrowni wodnych. Cały zespół tworzy tak zwaną Kaskadę Soły. Nie wiemy czy w znajdującym się tu obiekcie rzeczywiście coś się jeszcze dzieje, czy jest to tylko obiekt muzealny.

Na wprost Rogacz (po lewej) i Czupel (po prawej).

Na wprost Bukowski Groń (stara nazwa - Bukowiec). Poniżej Palenica.



Czytaliśmy, że szlak od początku jest wymagający. Dokładnie tak było – stromo, bardzo stromo i tak przez około 40 minut. Na szczęście dzień był raczej pochmurny, wyraźnie chłodniejszy i choć szło się chwilami ciężko, to mimo wszystko przyjemnie. Szlak cały czas prowadził w lesie. Wokół leżały wiatrołomy, przycięte przez drwali pnie drzew, mnóstwo chrustu.


Początkowo wspinaliśmy się na Zasolnicę (556 m n.p.m.). Szczyt stał nieco wyżej po prawej, ale szlak go nie osiągał. Bokiem zeszliśmy w dół, by po chwili znów się wspinać, tym razem na Bujakowski Groń (749 m n.p.m.). Było jeszcze jedno trudne podejście, na szczęście krótkie. Być może dało się iść drogą, która pojawiła się tuż obok. Nie ryzykowaliśmy, nie znaliśmy jej przebiegu.




Maszt na Żarze.

W dali maszt na Magurce Wilkowickiej.



Widok na szczyt Żaru.







Widok na północno-zachodnią stronę grzbietu, na Kozy.


Sadzonki drzew przygotowane przez leśników.

Droga biegnąca poniżej ostatniego stromego podejścia.

Ostatnie strome podejście.

Zbocza opadające w stronę Kóz czy Bielska (Lipnik) są strome i zalesione.

Skończyło się strome podejście, pojawiła się też droga. Nie wiemy skąd prowadzi.



Dalej wędrowało się już łatwo. Idąc właściwie po płaskim najpierw dojrzeliśmy wielki metalowy krzyż. Obserwowaliśmy go jadąc jeszcze samochodem, później ze szlaku kilka razy widzieliśmy w oddali srebrną kratownicę tej konstrukcji. Przy krzyżu, na niewielkiej platformie siedzieli młodzi ludzie. Pierwsi spotkani przez nas turyści. U podnóża krzyża ustawiono wielki głaz z wyrytym napisem, trudno go w pierwszej chwili odczytać. Napis brzmi: STAT CRUX DUM VOVITUR ORBIS. Pod spodem tłumaczenie: „Krzyż stoi chociaż kręci się świat”. 35-metrowy Krzyż III Tysiąclecia postawiono na Hrobaczej Łące w 2002 roku dzięki staraniom mieszkańców Kóz i Międzybrodzia Bialskiego. Krzyż jest w nocy oświetlony. 







Od krzyża ścieżka prowadzi nieco niżej. Tam na łące (polanie) przycupnęło niewielkie schronisko. Schodząc niemal nie zauważyliśmy  szlakowskazu stojącego na skrzyżowaniu dróżek.  

Łąka być może wzięła swą nazwę od osoby, którą sąsiedzi znali jako Hrobak. Trudno powiedzieć czy to nazwisko, czy raczej określenie kogoś przybyłego z innych stron. Hrobak mógł mieć wołoskie korzenie. Wołosi wędrowali przez Karpaty i na pewno dotarli również w Beskid Mały. Mówiono na nich Horvatos, Hrobatoi, Hrobat (Chorwat), Biały Chorwat. Góra od pokoleń nazywa się Hrobacza Łąka. Potwierdzają to mapy i stare dokumenty. Dziwi więc urzędowa forma z „ch, sprzeczna z tradycją.  


Idąc od krzyża szlakowskaz stoi po prawej ręce.



Schronisko zbudowano w 1935 roku. Początkowo było własnością rodzeństwa Dorzaków, dwóch sióstr i ich brata. Po II wojnie światowej turystyczną stację otworzył tu oddział PTT z Bielska-Białej (PTTK). Później od Dorzaków obiekt odkupił Rudolf Baścik, który w roku 1991 nieodpłatnie przekazał wszystko Fundacji S.O.S. Obrony Poczętego Życia z Warszawy. Ta przekształciła schronisko w dom rekolekcyjny z własną kaplicą. Jego obecna nazwa to Dom Turystyczno - Rekolekcyjny „Chrobacza Łąka”. Na początku stycznia 2017 roku schronisko uległo znacznemu zniszczeniu wskutek pożaru. Już wiosną tego samego roku rozpoczęto odbudowę, którą każdy może wspomóc. 


Prywatne schronisko (Fundacji).



Dojście do schroniska zagradzał szlaban, wokół widoczne były ślady trwającego remontu. Wiatr poruszał niedomkniętymi, skrzypiącymi drzwiami. Uchyliliśmy je szerzej wołając w pustkę „Dzień dobry”. Miły pan stwierdził, że niby jest otwarte, ale gospodarz pojechał do miasta i wróci za godzinę. Oni (było ich dwóch) są tylko robotnikami. Wejść można, jednak kupić niczego się nie da. Wszystko pochowane, pozamykane. Nie dowiedzieliśmy się niczego  więcej, zostaliśmy sami.  Rozejrzeliśmy się trochę i wyszliśmy, nie byliśmy pewni czy schronisko rzeczywiście jest czynne.







Zaczęło kropić, choć według prognoz miało padać dopiero wieczorem. Nie zwlekając ruszyliśmy za żółtymi znakamiWkrótce zauważyliśmy, że szlak wchodzi gdzieś w las. W poprzek ścieżki leżały powalone przez wichurę drzewa. Dalej było podobnie, jedno wielkie rumowisko. Szlak nie wyglądał na uczęszczany. Prawdopodobnie wszyscy chodzili drogą, zrobiliśmy tak samo. A droga strasząc resztkami asfaltu wcale nie zachęcała do wędrówki. Stromo opadała w dół i długo źle się nią szło. W międzyczasie poprawiła się pogoda, wyszło słońce i zachwycaliśmy się beskidzką panoramą. Dla tych widoków warto tu było przyjść. Przyjemności nie zepsuły nam nawet przejeżdżające co chwila samochody. Niektórymi zapewne wracali mieszkańcy domów rozsianych po zboczu. Szkoda tylko, że każdy może podjechać aż do schroniska, zakazu nie ma. Pieszo nikt nie szedł do góry, ale też wejście na Hrobaczą od tej strony na pewno do łatwych nie należy.


Takie widoki mieliśmy aż do samego końca drogi.

To już Góry Zasolskie, druga część Beskidu Małego. Na środku widoczny Żar.

Na wprost Rogacz (od lewej) i Czupel (po prawej).








W dali na środku, ledwo widoczny maszt na Magurce Wilkowickiej.

Najdalej na środku Rogacz i Czupel.

Jezioro Międzybrodzkie.

W dali zamglony Beskid Żywiecki.

Żar.

W tyle grzbiet Magurki Wilkowickiej i Czupla (południowy koniec).

Tradycyjna zabudowa nie kłóci się z luksusowymi willami, których tu coraz więcej.








Trochę trwało zanim dotarliśmy do Żarnówki Dużej. Kilometr dalej, w Żarnówce Małej, czekał nasz samochód. Trzeba było iść wzdłuż ruchliwej drogi wiodącej do Żywca. To bardzo niebezpieczny odcinek, brak na nim jakiegokolwiek pobocza i często nie ma gdzie uciec przed nadjeżdżającymi autami. Jeszcze tylko kilka zdjęć nad zaporą i mogliśmy wracać do domu. Znów zaczęło padać, tym razem dłużej i intensywniej, ale już nas to nie martwiło. 



Pokonanie całej trasy zajęło nam ponad 5 godzin – 3 godziny powolnego podchodzenia do góry (czerwony szlak), około 30 minut na szczycie oraz niespełna 2 godziny na zejście (żółty szlak) i dojście do parkingu. Wędrówka była udana, podobało nam się. Wrócimy jeszcze na Hrobaczą, przejdziemy się innym szlakiem.


Główna droga do Żywca.

Znów przy zaporze.



Na środku Bukowski Groń, niższa od niego - Palenica.


Na końcu zapory jest niewielki parking.

Na środku w dali: Krzyż na Hrobaczej Łące.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz